Cudze chwalicie swego nie znacie

Podczas jednej z lekcji przyrody omawialiśmy czynniki, które mają wpływ na wygląd środowiska. Jednym z nich, chyba bardzo ważnym i wpływowym okazał się człowiek. Pomyślałem wtedy, że ten człowiek musi wszędzie wtrącić „swoje trzy grosze”, w dobrym i złym znaczeniu tego powiedzenia. Po rozmowie z panią Joanną Rodowicz pragnę podkreślić wagę owych „trzech groszy” dla społeczności lokalnej. Zapraszam do lektury wywiadu z artystką, która działa na wielu obszarach, dla której Mława była „zapalnikiem” do rozwoju warsztatu artysty.

Co spowodowało, że została Pani artystką?

Początek mojej drogi artystycznej, jak to bywa w wielu przypadkach, ma swoje źródło w rodzinnym domu. Połowa mojej rodziny to artyści, zupełnie naturalne więc było dla mnie, że dołączę także do ich grona. Mój dziadek był artystą malarzem, był wspaniałym, bardzo mądrym człowiekiem. Jego postawa, osobowość sprawiły, że jako najmłodsze dziecko w rodzinie byłam w niego niesamowicie wpatrzona. Dorośli, zajęci swoimi sprawami, nie zawsze mieli dla mnie czas, dlatego krok w krok podążałam za swoim dziadziusiem, nie chcąc być traktowana jak intruz często pomagałam mu dźwigać ciężkie sztalugi. Z bijącym sercem obserwowałam jego pracę. Często przynosiłam swoje małe farbki i ściągałam zajęcia mojego dziadka. Wychodziło mi to chyba całkiem dobrze, bo jako uczennica wygrywałam wszystkie konkursy plastyczne. Nie traktowałam tych wygranych jako wyczynu, odbierałam to raczej jako naturalne wydarzenia, bo moja potrzeba tworzenia była naturalna. Cóż innego mogłabym robić w życiu, jeśli nie malować? Egzamin maturalny i wybór dalszej drogi kształcenia również, jak się pewnie domyślasz (śmiech), też był naturalny i nie było innej możliwości jak Akademia Sztuk Pięknych. Bardzo chciałam skończyć studia. W domu nauczono mnie, że kobieta powinna być wykształcona i niezależna. W tym momencie życia doznałam ogromnego rozczarowania. Dlaczego? Wyobraź sobie, że trzykrotnie podchodziłam do egzaminów wstępnych. Ja, przekonana o swoim talencie i niemożliwości obrania innej drogi? W końcu się udało i moje marzenia się spełniły. Zbiegło się to wszystko z innymi marzeniami. Ty pewnie tego jeszcze nie rozumiesz, ale w życiu kobiety przychodzi taki czas, że marzy również o założeniu rodziny. Pogodziłam te dwa marzenia, ale było mi bardzo trudno, bo wyobraź sobie, że w trakcie studiów urodziłam dwoje dzieci i przyszły one na świat w dość ważnych momentach studenckiego życia, a mianowicie wyboru specjalizacji oraz obrony dyplomu. Mój upór i potrzeba bycia wykształconą i niezależną kobietą pozwoliły mi osiągnąć wytyczony cel. Moje pierwsze doświadczenia artystyczne to prawie 15-stoletni okres pracy nad kolekcjami biżuterii. Okazał się bardzo żmudny i meczący, a ja wciąż poszukiwałam swojej drogi, więc ostatecznie porzuciłam to zajęcie.

Jakiego typu prace wychodzą spod Pani ręki?

Wciąż szukam, próbuję, chyba jak każdy artysta. Podczas pracy staram się skupić i chyba najważniejsze są dla mnie doznania artystyczne, emocjonalne, można też powiedzieć. Ważna jest również opinia odbiorców, zwykle jestem ciekawa, jak moje prace zostaną odebrane. Dziś tworzę, obok portretów, rzeźbo-obrazy, to dość nowa technika łącząca obraz z rzeźbą. Mam również na swoim artystycznym koncie portrety, szkice uliczne oraz obrazy plenerowe. Mówi się także, że mam wiele zdolności i umiejętności pisarskich, dlatego próbuję swoich sił prowadząc blogi o dość zróżnicowanej tematyce oraz pisząc opowiadania.

Gdyby miała Pani oszacować swój dorobek w liczbach, jak wyglądałby rachunek?

To niełatwe pytanie, bo artysta to nie matematyk(śmiech). Sięgając wstecz postaram się szybko dokonać podliczenia swojej twórczości. Pozwól, że pominę okres moich intensywnych poszukiwań w Warszawie po studiach. Licząc wszystko, co powstało od 2013 roku to 101 portretów, oprócz nich około 270 portretów, które wykonałam na ulicy i nad którymi praca nie zajmuje więcej niż 20 minut. Na pewno wiesz jak wygląda takie portretowanie jeśli spędzałeś gdziekolwiek wakacje z rodzicami. Taki artysta siedzi sobie na ulicy i każdy przechodzień pragnący uwiecznić swoje oblicze zasiada na stołeczku i po chwili odchodzi z podobizną pod pachą. Wykonałam w tym czasie obrazy o różnej tematyce, pejzaż, scenki rodzajowe w liczbie 62, do tego 21 obrazów typów żydowskich oraz 7 rzeźbo-obrazów. Myślę, że w ten sposób rachunek się zamyka.

Czym się pani obecnie zajmuje?

Przede wszystkim maluję bez przerwy. Gdybym miała użyć Twojego języka, pewnie powiedziałabym, że jak „się wkręcę”, to czas dla mnie nie istnieje, malowanie pochłania mnie bez reszty. Nie znoszę szablonów i życia „od do”, dlatego podczas malowania bywa, że na przykład nie ugotuję obiadu albo zapominam o praniu i innych przyziemnych obowiązkach. (śmiech) Moje obcowanie nie ogranicza się tylko do sztuk wizualnych. Jak już wspominałam, piszę opowiadania, biorę udział w rekonstrukcjach historycznych, prowadzę również zajęcia plastyczne dla dorosłych i dzieci w Miejskim Domu Kultury w Mławie. Mogę się pochwalić, że w maju tego roku planowana jest wystawa prac moich podopiecznych, na którą czekam z niecierpliwością. Próbuję także uporządkować historię moich przodków, dlatego pracuję nad pomnikiem mojego wuja Janka Rodowicza-Anody, który stanie przed Ministerstwem Sprawiedliwości. Razem z dwiema moimi siostrami realizujemy film o naszej rodzinie i jej bogatej historii. Inny mój wujek Mieczysław Nałęcz-Dobrowolski zginął w czasie wojny w wrocławskim obozie. Jedyna co po nim ocalało to jego wiersze zebrane wraz z wycinkami gazet z tamtych lat. Wykonałam okładkę do tomiku wierszy mojego wuja, który wkrótce zostanie wydany. Jestem w trakcie przygotowywania całościowej wystawy mojej twórczości. Marzę na chwilę obecną, by moja wystawa była przede wszystkim poruszająca dla odbiorcy.

Czy artyści żyją inaczej, jak wygląda Pani dzień?

Artyści często kojarzeni są z wariatami lub delikatnie rzecz ujmując, z „odmieńcami”. Coś w tym chyba jest i ja jestem tego wiernym przykładem. Jak już wspomniałam, nie lubię szablonów, każdy dzień wygląda inaczej i inaczej się go przeżywa. Dla mnie czas się nie liczy. Jak widzisz, nie noszę zegarka. Artysta nie chodzi do pracy, sam organizuje sobie czas albo twórcza wena organizuje go za artystę. Siadam malować i nie wiem kiedy skończę, nie odmierzam wtedy czasu. Artysta to człowiek bardzo wrażliwy, chyba nadwrażliwy, często inaczej postrzegający rzeczywistość. Widzimy zwykle coś, czego jeszcze nie zobaczyliśmy w rzeczywistości, widzimy mnóstwo szczegółów danego przedmiotu, człowieka, miejsca, w zależności oczywiście od tego czym będziemy się zajmować. To taka magiczna możliwość zobaczenia we własnej wyobraźni tego, co za chwilę powstanie. Dla zwykłego człowieka latarenka stojąca na stoliku przed nami to latarenka w kolorze starego srebra i tyle. My, artyści widzimy więcej.

Od ponad 20 lat mieszka Pani w Kosinach Bartosowych. Dlaczego właśnie tu? W jaki sposób funkcjonuje Pani w środowisku lokalnym?

Sam wybór tej miejscowości był związany bezpośrednio z poszukiwaniem miejsca na pracownię rzeźbiarską. Trudne to były dla mnie chwile. Przeprowadzka z Warszawy do małej wioski równała się z odcięciem mnie od znajomych, którzy tam zostali. Musiałam sobie z tym poradzić, nauczyłam się żyć wiejskim życiem. Myślę jednak, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Nie wiem jak wyglądałoby moje życie gdybym została w stolicy, ale obawiam się, że popadłabym w przytaczaną często szablonowość. A tak…Musiałam cos robić, czymś się zająć. Chyba ta przeprowadzka stała się swego rodzaju zapalnikiem tego, co dziś dzieje się w moim życiu oraz motorem dla moich twórczych poszukiwań, jak i dla mojej twórczości. Dlatego cały czas szukam różnych rozwiązań. Moje działania i poszukiwania są bogatsze o kontakt z uczestnikami zajęć plastycznych prowadzonych przeze mnie w MDK w Mławie od 2011 roku, o udział w różnego rodzaju przedsięwzięciach o charakterze kulturalnym. Mogę śmiało powiedzieć, że utożsamiam się z tym miastem, które wyzwoliło we mnie same dobre cech i pozwoliło mi rozwijać się jako artystce.

Co chciałaby Pani przekazać moim rówieśnikom, którzy mają talent plastyczny?

Młody artysto! Dąż do celu i nie zrażaj się przeciwnościami losu. Ćwicz wyobraźnię, byś mógł zobaczyć to, czego nie widzą inni i bądź wrażliwy na to, co widzisz.

Rozmawiał Miłosz Wronko